Podążamy w poprzek pola rzepaku, nagle zauważam przed nami ,,falowanie'' rzepaku, szybkie wypięcie psa, który ruszył w gon lecz po jego oszczeku stwierdzam a później widzę kilka saren wyskakujących z rzepaku. Gwizdkiem odwołuję psa, zapinam na otok, ruszamy dalej GPS wskazał pierwszy kilometr w linii prostej. Doszedłem do wniosku, że dzik ochłonął z szoku, gdyż wszedł na ślady traktora gdzie mu się o wiele wygodniej poruszało a wyraźne wciski szpili powodują u mnie pozytywne emocje. Trop prowadzi teraz wzdłuż, a Tores spokojnie podąża cały mokry jakby z pod prysznica wyszedł. Z oddali dało się słyszeć coraz wyraźniejszy szum samochodów, zbliżamy się do autostrady. Kończy się w końcu uprawa ,wychodzimy na polny dukt, przed nami pas gęstych krzaków i płot grodzący autostradę, może w tych krzakach zaległ? myślę ,wytężając czujność lecz nie, przeszedł krzaki i wzdłuż siatki prowadzi jakieś ze 100 metrów, zawraca i znów pies prowadzi w rzepak. Kurde bele ciężka sprawa, zatrzymuję się na polnym dukcie, odpoczywając czekam na dojazd myśliwego, analizujemy prawdopodobny kierunek uchodzenia dzika ,,musi wyjść z rzepaku i kierować się na bagna'' stwierdza myśliwy w porządku, odpowiadam, ruszamy z powrotem w rzepak.
Znów trochę młynków i znów powrotne wyjście w krzaki ale tym razem 200 metrów dalej, Tores zaczyna popiskiwać ja sam nie mam szans wejścia w gąszcz krzaków, decyduję się na zwolnienie psa, po około minucie słyszę gruby oszczek Toresa, ma dzika. W tym momencie rozpoczął się finał akcji, dzik rusza na psa ja nie mam żadnego podglądu na akcję, tylko po oszczeku stwierdzam co się dzieje, strach i obawa o zdrowie Toresa się wkradła, jak pomóc ? szybko sztucer w ręce, żeby tylko Tores dał rady przytrzymać, żeby dzik nie uszedł myślę. Dzik jednak nie myślał uchodzić lecz twardo stał na swojej pozycji raz za razem przypuszczając szarżę na psa. Taka sytuacja trwała na pewno chwilę lecz jak dla mnie o wiele za długo, pokaż się, pokaż, myślę jednocześnie próbując przyjąć jakieś dogodniejsze miejsce do oddania strzału.
Jest, widzę prześwit i kawałek dzika nie zwlekając oddaję strzał na tzw. przytrzymanie, już jest lepiej sytuacja przechyla się na naszą stronę, mogę się przedrzeć jeszcze bliżej, teraz mam trochę lepszy podgląd, dzik nadal stawia opór Toresowi, który już gardłowym oszczekiem daje odpór, składam się mając bezpieczeństwo psa na uwadze, oddaję drugi strzał. Dzik się kładzie lecz dalej daje oznaki życia, teraz mając już całą sytuację pod kontrolą, zbliżyłem się jeszcze bliżej, odwołałem psa od dzika i strzałem łaski zakończyłem pracę. Ochłonąłem chwilę, pożegnałem dzika, nagrodziłem Toresa oraz wezwałem przez telefon myśliwego. Bardzo się ucieszył z takiego finału, oczywiście nie on był winnym ranienia dzika.
Ściągnąłem dzika w dogodniejsze miejsce przy aktywnym udziale nabuzowanego Toresa co dało się widzieć po wypluwającej szczecinie. Po sprawieniu i wszystkich sprawach związanych z tym elementem łowiectwa zakończyliśmy pracę.
Dzik jak się okazało, postrzelony został na tabakierę, praca trwała około 1 godz. z minutami odległość od zestrzału 2,3 km w linii prostej, waga na skupie 56 kg. Taką to pracą Toresa zwieńczyłem jakże radosny dzień, który będzie zapamiętany także i z innego względu.
P.S.
Jeśli Administrator uzna, że zdjęcia są nie estetyczne proszę o ich usunięcie

