Po telefonie oraz informacji, że byk strzelany na kulawy sztych pomyślałem sobie łatwa robota, uzbrojony w dwa posoki pojechałem do łowiska, na pierwszy rzut wziąłem Toresa aby szybko załatwić sprawę a później miała iść młoda Nora aby poszerzyć swoje umiejętności lecz jak to zawsze bywa życie płata różne figle.
Pracę rozpoczęliśmy w samo południe po około 6 godz. od postrzelenia łowisko bardzo gęste, porośnięte gęstymi brzozami, wysoką trawą oraz paprociami na zestrzale brak farby, problem który zgłaszał myśliwy, lecz po około 100 metrach jest farba po moich oględzinach dobrze rokująca, zostawiam myśliwego przy samochodach a sam ruszam za psem, pierwsze oznaki, że coś się źle dzieje poczułem na plecach po spływającym pocie nic dziwnego pomyślałem, skupiłem się na tropie gdzie co jakiś czas krople farby wskazywały o dobrym kierunku, spływający pot ,czapka przemoczona pies coraz ciężej zaczyna iść a wystający język z pyska psa staje się coraz dłuższy, zaraz powinien się byk podnieść, idziemy dalej, na 600 metrze ewidentnie z psem jest coś nie tak, słabnie, dochodzimy do duktu, wyciągam wodę, jedną butelkę wody oblewam głowę psa, drugą pies wypija całą, krótki odpoczynek, przechodzimy przez dukt gdzie w odległości około 50 metrów jest łóże, ale jest też problem z psem, łoże świeże byk jest nie daleko, ale nie ma co ryzykować zdrowiem psa, który już się nakręcił, odpoczynek i dalej w końcu na 950 metrze byk się podnosi, spuszczam psa w gon lecz i byk daleko nie miał zamiaru uchodzić, strzał łaski zakończył pracę. Zasłużony odpoczynek dla psa a dla mnie i Norki cały trop od początku. Chciałem zwrócić uwagę przewodnikom aby uważali z psami w upały bo opis tego nie oddaje a naprawdę było ciężko, mam jeszcze w głowie przypadek sprzed 5 lat gdzie przy dużym upale zszedł posokowiec podczas pracy. Na koniec chcę również poruszyć temat, który był już na forum, mianowicie po oddaniu strzału i oczekiwaniu na myśliwego pojawił się Pan strażnik leśny co prawda znana przeze mnie osoba ale i tak wypytał
i obejrzał zwierzynę.
