przez staniak ryszard » 20 lut 2014, o 08:48
Wszystko zależy o jakim spotkaniu z dzikiem mówimy czy jest to szarża zdrowego dzika czy rannego czy jest to spotkanie sprowokowane przez człowieka a także jaka pora roku temu towarzyszy jak również doświadczenie w takich przypadkach. Opiszę w kilku zdaniach moje przypadki, które są dosyć częste z racji codziennych wypadów w łowisko. Aktualnie lochy jeszcze nie wyszły z pasiakami a spotykane watahy dzików być może przeganiane po zbiorówkach na wszelki ruch w lesie od razu uciekają. Jeśli byłem bez psa a wszedłem na dziki to zawsze najpierw było ostrzegawcze fuknięcie, inaczej sytuacja wygląda od maja gdzie locha prowadząca może zaatakować bez uprzedzenia wtedy podwójnie staram być się czujny i bez potrzeby nie wchodzić na teren dzików i zawsze mam kij. W czasie wypadów z psem to tutaj mam sprawę prostą gdyż pies ,,pokazuje'' bliskość dzików, mam wtedy czas na schowanie się za drzewem lub bardzo ostrożne podchodzenie. W razie postrzałka nie cisnę się na ,,świeżego'' w wysokie trawy, tatarak,kukurydzę.
Było tych spotkań nie zaplanowanych sporo, uśmiałem się kiedy raz po zmroku idąc parkową alejką szła na przeciwko mnie kobieta z zakupami a za nią dzik szykował się do zwędzenia jej zakupów, puściłem Toresa aby dzik nie zrobił krzywdę kobiecie, która nic nie wiedziała o całej sytuacji a gon i związany z tym oszczek postawił ją na baczność, dopiero jak się obróciła zrozumiała co się dzieje, inne spotkanie na temat szybkości atakującego dzika, podchodzimy do zdrowego dzika po zachowaniu psa orientuję się, że sztuka jest duża a chcąc to utrwalić podeszłem na 20 metrów schowałem się za drzewem z komórką gotową do zdjęcia, czekałem na szarżę, w pewnej chwili jak ruszył to nawet nie zdążyłem nacisnąć aparatu a dzik już prawie siedział na psie setne sekundy i po akcji. Raz zdarzyło się mi dać nogi za pas jak szedłem wielkim nieużytkiem i poderwały się z watahy dwie lochy nie było drzew a kij nie pomógł, zażarte, goniły mnie wytrwale, gdyby nie pies to nie wiem czy bym się wywinął.
Mój opiekun zapytany na ten temat mówi, że on do końca stoi a chcąc ten sposób przetestować to przydarzyła się szarża niedużej loszki, stałem a strach z chwilą zbliżania dzika stawał się coraz większy w końcu nie wytrzymałem, podniosłem ręce do góry oraz wydałem okrzyk i już się widziałem nogami w górze, ale ominęła mnie dosłownie o metr, raczej już nie będę stosował tej metody bojąc się o stan mojego serca.
Z przeważających ilości sytuacji wybawił mnie pies więc jeśli to możliwe to lepiej nie prowokować napotkane dziki, spokojnie się wycofać, a w pogotowiu mieć zawsze jakiś porządny kij.
Młodego posoka dobrze jest najpierw przyuczyć w zagrodzie zanim spotka dziki w łowisku.