przez Stara Grobla » 20 lut 2014, o 15:42
W sobotę Tośka zaliczyła mój ukochany konkurs pracy posokowców w Pilchowicach. Gospodyni Dorota Czaplicka organizowała tę imprezę po raz dziesiąty a dla nas był to czwarty start w tym miejscu.
Co ja mam mówić - uwielbiam Zaporę, uwielbiam jej gospodarzy, gościnną atmosferę, miłośników psów myśliwskich no i pyszne jedzenie.
Zawsze będę gorąco zachęcać wszystkich do udziału zwłaszcza, że ścieżki są zakładane w środowisku, do którego posokowiec został stworzony czyli na stromym, zalesionym, nieprzystępnym zboczu Kleczy.
Stawka posokowców była niezbyt liczna (6 sztuk) ale jakościowo jak się okazało - świetna. Mimo, że psy pracowały w godzinach największego upału a temperatura przekraczała 30 stopni, wszystkie odnalazły dzika i zdobyły dyplomy.
Najlepsza okazała się Babka. Jako oznajmiacz zdobyła 110pkt i wiadomo już było, że wygrała konkurs a tym samym spełniła ostatni warunek do uzyskania tytułu Krajowego Championa Pracy!
AGK Blazer i młodziutka BGS Kora (import ze Słowacji) zrobiły 100/100. Brawo!
Przyjechali również goście z Ukrainy z niebywałej urody hanowerką z niemieckim rodowodem. Poszło jej bardzo dobrze ale jakieś tam punkty się urwały.
Jeśli chodzi o Tośkę to najbardziej martwiłam się odłożeniem bo jak wiadomo jest to typ psa, który ma owsiki w zadku i nie bardzo lubi siedzieć w miejscu. Trenowałyśmy jednak ostatnio bardzo intensywnie i efekty są - odłożenie luzem 4 pkt czyli max Smile
Oczekiwanie na ścieżki nie było długie bo psy oceniały jednocześnie przez dwa zespoły sędziowskie. Czekaliśmy jednak w pełnym słońcu i upał dawał się we znaki. Tosia pracowała jako ostatnia. Oceniał nas sędzia główny - Pan Leszek Siejkowski.
Sunia pięknie odnalazła zestrzał i w ładnym stylu przeszła pierwsze kilkaset metrów, wypracowywała kolejne załamania.( Dla tych, którzy w Pilchowicach nie byli wyjaśnienie - nie ma tam prostych ścieżek przez oddziały podszyte jagodnikiem. Ścieżki układane są tak jak się da iść uwzględniając skały, stromizny, zwalone drzewa, jeżyny i pokrzywy po pas. ) Schody zaczęły się jak zwykle w momencie kiedy suka zaczęła dyszeć - nos wtedy odkleja się od ziemi i zaczyna się wiatr bardziej półgórny niż dolny a praca jest mniej dokładna. Przegapiłyśmy jedno z załamań w dół. Tośka poprowadziła w dół równolegle jakieś 20m od wytyczonej ścieżki a zejście nie było łatwe. Sędzia kazał ją wrócić na trop a to oznaczało wspinaczkę w górę - nie byłam zachwycona. Pot lał się po plecach.
Posadziłam psa, zmoczyłam jej kufę wodą i podłożyłam na trop ale młoda miała problemy z jego podjęciem. Po chwili jednak załapała i doprowadziła do drogi. Trop jej nie przecinał ale prowadził kilka metrów wzdłuż a następnie załamywał się na tę stronę, z której przyszliśmy. Tośka wypracowała to bezbłędnie i po kilkunastu metrach znalazła dzika.
Dziczek spory, dosyć świeży, nie "brzęczący". Raziło tylko po oczach, że miał komplet biegów.... No cóż, typowe na naszych konkursach.
Było to jedyne niedociągnięcie pilchowickiego konkursu ale pisze o nim bo według tego, czego nauczyłam się między innymi od Was Koledzy i co wiem z własnego doświadczenia, robienie z psa wariata poprzez podkładanie mu innego dzika na końcu ścieżki nic dobrego nie wnosi....
Tośka podeszła do delikwenta bez cienia obawy, obwąchała ale specjalnie nie zrobił na niej wrażenia. Sędzia nakazał jej odwołanie i zgodnie z regulaminem, puszczenie znowu z odległości 50m. Młoda odeszła kilka kroków od nas i stanęła z wywalonym jęzorem jakby nie bardzo wiedziała co ma zrobić. Wróciła do mnie i wysłana jeszcze raz poszła do dziczka ale znowu tylko wąchanie i dezorientacja - czego od niej chcą? No cóż, sędzia słusznie dał za zachowanie przy zwierzynie niższą ocenę czyli 2. Pies nie wykonał zadania.
Najśmieszniejsze, że gdy chwilę później Piotrek Airgiallkowy zabrał dzika i dotarł do nas fotograf kwartalnika "Psy Rasy Myśliwskie" by zrobić Tośce "pozowane" zdjęcie przy dziku ta zaczęła czarnucha szarpać i wyrywać mu kudły. "No gdyby tak się zachowała na końcu ścieżki to miałaby maxa". No cóż, trudno, dyplom II stopnia i IV lokata z Pilchowic też nas bardzo cieszy Smile
Bardzo jestem ciekawa Waszych rad co do dalszego szkolenia Tośki.
Dotychczas układałam jej niemal wyłącznie tropy suche z badyla jeleniego. Pracowała na nich po 12-16h i powiem szczerze, że nie mogłam się do jej pracy przyczepić. Na końcu zawsze zabawa badylem, z którego był zakładany trop, prowokowana przez szczekanie na mnie.
Tydzień przed konkursem założyłam trop z biegów dzika i z farby. Problem polegał na tym, że wybrałam dębowy lasek i na kolce butów tropowych (z aeratora do trawników) nabijało się tyle liści, że rapety prawie nie zostawiały odwiatru (jedynie kilka metrów po tym jak je czyściłam a później znowu nic). Farby było za to sporo bo pół litra na 1000 kroków więc 2 razy ponad normę.
Praca - dużo gorsza, nerwowa. Suka pracowała "zygzakami" i choć sama się naprowadzała to jej styl był kiepski. Dla mnie to kolejny dowód na to, że dla posokowca podstawą jest odcisk rapet a farba to rzecz drugorzędna.
Jeszcze jedno spostrzeżenie. Tośka dzięki Adamowi miała okazję pracować na 3 postrzałkach jelenia w tym jedna łania była przy niej dostrzelona. Pracowała również na 2 tropach dzika tuż po pędzeniach (w naszym kole) jednak nieskutecznie. Styl pracy na tropie jelenia i dzika był moim zdaniem podobny i raczej zależny od czasu po postrzale niż gatunku zwierzęcia.
Zachowanie przy tuszy jelenia i dzika leżącej na pokocie jest jednak diametralnie różne. Dzik - no cóż, świnia, obwącha to i owszem ale bez specjalnych podniet. Jeleń natomiast to zupełnie inna sprawa - ciężko ją odciągnąć, chce szarpać, golić a jak się ją przytrzyma to ujada jak szalona.
Powinnam chyba w najbliższym czasie pojechać z nią do zagrody dziczej chociaż nie wiem czy to ma jakikolwiek związek. Tośka w lesie podczas spacerów bez problemu naprowadza nas na zdrowe dziki i wtedy na brak zainteresowania czarnym zwierzem nie mogę narzekać.
Może problem polega na tym, że na treningach pilnuję, żeby trop był zakładany rapetami, które leżą na końcu i przez to Tośka odnajdując innego dzika nie bardzo wie co z tym fantem zrobić?
Jeśli tak to kariery konkursowej nie zrobimy..
Jeszcze zupełnie z innej beczki. Dzisiaj byliśmy z Arkiem na pierwszych zajęciach Kursu dla Kandydatów do PZŁ. Zajęcia z kynologii łowieckiej poprowadził Pan Piotr Błoński i zrobił na nas ogromne wrażenie. Kolega Błoński nie tylko (co oczywiste) ma ogromną wiedzę o psach myśliwskich wszelkich ras, o ich pracy i hodowli ale - co najważniejsze - ta wiedza się z niego dosłownie wylewa. Zainteresował tematem wszystkich kursantów i przypuszczam, że gdyby nie kolejny wykład, mógłby opowiadać nam o psach jeszcze przez kilka godzin.
Pozdrawiam serdecznie
Ewa